Już wszyscy wiemy, że Fernando Santos został nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Ta decyzja wywołała wiele reakcji, w większości pozytywnych.
Najpierw zastanówmy się, kogo tak naprawdę szukaliśmy. I co ciekawe, z tym mamy problem, ponieważ PZPN wiele rzeczy trzymał w tajemnicy i niełatwo powiedzieć z pełnym przekonaniem, jak wygląda profil taktyczny preferowanego przez nas trenera. Możemy natomiast pospekulować.
Obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Tak, po Brzęczku i Michniewiczu mamy zapewne co najmniej mieszane uczucia wobec ustawienia defensywnego drużyny, jednak historia pokazała, że solidna gra z tyłu to podstawa sukcesu. Fakt, że poprzednim trenerom nie udawało się pokazać niczego poza obroną nie oznacza, że ta sama w sobie jest czymś niepotrzebnym. Santos uchodzi za tradycjonalistę, człowieka stawiającego na neutralizowania ataków rywala i wyprowadzanie kontr. Brzmi znajomo, prawda?
Prawda. Należy natomiast zaznaczyć, że defensywna taktyka może mieć różne oblicza. Może mieć oblicza Brzęczka i Michniewicza, a może mieć oblicze Mourinho.
Santos, prowadząc przeciętną w skali świata Grecję, dotarł z nią do fazy pucharowej zarówno na Euro 2012, jak i na mundialu w Brazyli. Ich gra nie porywała i daleka była od wesołego, twórczego futbolu, ale nie była też siermiężną wybijanką.
Portugalczyków poprowadził aż do tytułu mistrzów Europy podczas turnieju we Francji. Tam z kolei drużyna z CR7 w składzie męczyła się niemiłosiernie w fazie grupowej, wyrywając awans w ostatnim meczu rundy. Potem nudny, ale jednak skuteczny mecz z Chorwacją, następnie pokonanie Polski po rzutach karnych, odprawienie Walii oraz zwycięstwo nad Francją w ostatnich minutach spotkania. Styl gry nie był aż tak nudny jak sugerują przeciwnicy Santosa, ale daleko mu było do futbolu, który obserwuje się z zapartym tchem i autentyczną pasją.
W przypadku Polski styl już gorszy nie będzie. Sięgnęliśmy dna podczas meczu z Argentyną na mundialu, więc może być już tylko lepiej. Nie spodziewam się pogorszenia wyników. Mimo okropnej gry udało nam się osiągnąć na papierze dobry rezultat, ale dla Santosa będzie to raczej absolutne minimum, a nie sukces.
Czy można było wybrać lepiej? Może Renard ze swoją charyzmą miałby potencjał na osiągnięcie więcej niż zachowawczo nastawiony Santos. Może Petkovic, którego Szwajcaria pokazywała kawał dobrej piłki, mógłby wycisnąć więcej z naszego potencjału ofensywnego. No właśnie – może. Ci trenerzy są mimo wszystko lekką niewiadomą i nie dają gwarancji utrzymania minimum, na którym trzeba budować. Santos taką gwarancję daje. Teraz już nie ma wymówek. Posiadamy w zespole jednego z najlepszych graczy na świecie oraz selekcjonera ze ścisłego topu, szanowanego przez liderów kadry. Nie wolno tego zmarnować.
Red. Kamil Jastrzębski z SymvolMedia
Podziel się:
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj nas w Google News.