Widal.plUkrainaWojna w retrospekcji

Wojna w retrospekcji

Wojna w retrospekcji
Foto: This image/photo was taken by Wikipedia and Wikimedia Commons user Ludwig Schneider.I would appreciate being notified if you use my work outside Wikimedia.Do not copy this image illegally by ignoring the terms of the license below, as it is not in the public domain. If you would like special permission to use, license, or purchase the image please contact me to negotiate terms.When reusing, please credit me as: Ludwig Schneider / Wikimedia. See also my gallery, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Zachęcamy do zapoznania się tekstem red. Jakuba Wójtowicza na temat początków wojny w Ukrainie…

#1 24 lutego, godzina 4:00

O 5 rano czasu wschodnioeuropejskiego Władimir Putin ogłosił rozpoczęcie „specjalnej operacji wojskowej” celem „denazyfikacji Ukrainy”. Tymczasem na zachód od Bugu większość Polaków spała wciąż nieświadoma, że w Europie znowu trwa wojna, że umierają ludzie. Większość z nas dnia poprzedniego żyła swoim normalnym życiem, przeżywała te same problemy i zmartwienia. Rozmawialiśmy o tym, czy znowu będzie kolejna fala koronawirusa, narzekaliśmy na swoją pracę. Zastanawialiśmy się też, o co mogło chodzić Putinowi, że po ośmiu latach stłumionego konfliktu nagle zbiera wojska na granicy z Ukrainą. Przerzucaliśmy się pomysłami na to, jaką grę znowu prowadzi. Może chce coś wymusić na zachodzie? Albo oficjalnie zajmie tereny opanowane przez separatystów? W mediach słyszeliśmy głosy, że nadchodzi wojna, ale się tym aż tak nie przejmowaliśmy. Przecież to nielogiczne – a przynajmniej tak nam się wydawało. Jest 2022 rok, już nie takie czasy, żeby Rosja miała odpowiednie siły czy kapitał polityczny do wywołania wojny w Europie. Być może nie do wszystkich nas docierało, że wojna w Donbasie trwa od 2014 roku. Jednak to przecież nie prawdziwa wojna – mówiliśmy sobie – jedynie wojna hybrydowa – tylko na tyle Rosję stać. Pewnie znowu skończy się na tym, że przyleci do Moskwy prezydent Francji, kanclerz Niemiec, uścisną sobie ręce z Putinem, ładnie się “pouśmiechają” się do kamer, by na końcu „wypracować jakiś kompromis” między Rosją a Ukrainą. A potem umawialiśmy się na pączki na jutro po pracy – następnego dnia był tłusty czwartek.

Pamiętam, jak obudziłem się rano, wstając do pracy. Popatrzyłem na telefon, a tam krótka wiadomość od ojca: wojna…

Serce zamarło, gdy szybko zacząłem sprawdzać informacje w internecie, a tam: film, jak tuziny ciężkich śmigłowców Mi-24 przelatują nad podkijowskimi wsiami między dymiącymi budynkami i kolejne nagranie, na którym kolumny wojsk przekraczają granicę z Białorusią.

Dzwonię do dziewczyny, odzywam się spokojnym głosem.

– Hej, śpisz jeszcze?

– Nie, leżę sobie w łóżku.

– A co robisz?

– Czytam książkę.

– Jak się czujesz?

– Dobrze, a co?

– Czytałaś już… wiesz co się stało?

– Nie, co takiego?

Zastanawiam się chwilę, jak to przekazać, co powiedzieć, jak zrobić to łagodnie, ale zdaję sobie sprawę, że nie da się tak, więc spokojnym głosem mówię.

– Rosja zaatakowała Ukrainę. Jest wojna.

Cisza po drugiej stronie słuchawki.

 – Może przekaż reszcie domowników, zanim włączą telewizję…

Człowiek w końcu odrywa się od telefonu, wstaje, ubiera się i wychodzi, na tramwaj, do pracy – bo co można zrobić? Jak można na coś takiego zareagować?

W pracy wszyscy robią swoje. Nikt nie pyta – słyszałeś? Słyszałaś? Oczywiście, że tak. Każdy wiedział, więc nikt też o tym nie mówił.  Co można w takim momencie powiedzieć?

Zamiast pracować siedziałem non stop w internecie. Zawsze interesowałem się historią. Lubiłem oglądać historyczne zdjęcia z II wojny światowej, a zachowane nagrania były czymś niesamowitym. Oto mogłem zobaczyć jedno z niewielu nagrań wojny mające mniej niż 80 lat.

Co kilka minut mogłem oglądać nowy filmik, nowe nagranie, praktycznie na żywo, maksymalnie sprzed paru godzin. Mijanka dwóch myśliwców na niebie, kolumny T-72, eksplozje rakiet w środku miast, gigantyczne korki na wyjeździe z Kijowa. Kolejne wiadomości pojawiały się jak grom: „desant w Odesie”, „rosyjscy komandosi na lotnisku pod Kijowem”, „trwa ostrzał Charkowa”, „ofiary wśród ofiar cywilnych, ranne także dzieci”.

Człowiek próbuje znaleźć jakieś wymówki na uspokojenie. Przecież wojny trwały cały czas. Jakoś gdy w Syrii czy Somalii ginęli ludzie, tak bardzo się nie przejmowaliśmy. Wtedy niestety myśleliśmy sobie jedynie – to daleko, tak już tam jest, zawsze jakiś konflikt – ale tu w Europie? W krajach pierwszego świata? Widok czołgów prowadzących ostrzał obok ruin restauracji McDonald’s – obraz wydawałoby się surrealistyczny.

W końcu wracam do domu z pracy. Widzę, że w mieście panuje zamieszanie. Kraków nie widział wojny od 77 lat, a teraz jego mieszkańcy żyją wojną, wojną naszych sąsiadów. Pod konsulatem Rosji zbierają się radiowozy i tłum ludzi skandujących najgorsze słowa w stronę budynku. Pod Adasiem flagi. Błękitno-złote.

Komórka drży od powiadomień. HOPR pilnie wzywa do zgłoszenia się sanitariuszy. Harcerze i inni wolontariusze organizują się. Na granicy są już tysiące ludzi. Wielu z nich prawie bez żadnego dobytku.

Na mediach społecznościowych już krążą listy, na których spisano, co jest potrzebne do zapakowania do paczek, zarówno na granicę jak i do samej Ukrainy.

Nie pamiętam, żeby ktoś tego dnia spędził tłusty czwartek na jedzeniu pączków.

Red. Jakub Wójtowicz z SymvolMedia