Widal.plUkrainaO wyprawie w epicentrum wojny

O wyprawie w epicentrum wojny

O wyprawie w epicentrum wojny
Foto: Mstyslav Chernov/Unframe/http://www.unframe.com/, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

“Kiedy jechaliśmy 6 stycznia do Bachmutu, powiedziałam Kamilowi, że podejrzewam, że Bachmut to najbardziej krwawe miejsce wojny rosyjsko-ukraińskiej. I chyba nie pomyliłam się bardzo wiele.  Nie wiedziałam tylko wtedy, że stanie się takim też dla mnie…”

… Błysk. Huk. W ułamku sekundy padam na ziemię. W lewej nodze czuję obezwładniający ból. W prawej nie czuję już nic, oprócz tego, jak strugami zaczyna wypływać ze mnie krew. Nie jestem w stanie się ruszyć, za to widzę, jak dookoła ludzie uciekają do schronu… Po kilkunastu sekundach przybiega Kamil. Zakłada mi opaskę na prawą nogę. Mówię, że drugą mam w kamizelce – wyciąga ją i też zakłada na prawą nogę. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że chyba jest źle… Kamil trzyma mnie za rękę, żebym nie straciła przytomności… Kamil nie pozwala mi spać, wtedy po raz trzeci myślę, że jest źle. Przez blisko pół godziny będę leżeć na ziemi, patrzeć w niebo i w jego oczy…

… Za nami i nad naszymi głowami będziemy słyszeć wystrzały karabinów. Żadne z nas wtedy tego głośno nie powie – ale modlimy się o chwilę spokoju, kolejny przylot będzie oznaczał śmierć na miejscu. Kolejnego dnia dowiem się, że tych przylotów było aż 5…

… Lokalni wolontariusze próbują wezwać karetkę – ale Starlinka też wyłączyło, nie ma łączności. Ktoś wzywa przez radio wojsko, ma przyjechać karetka, ale jest jakiś problem z autem. W naszym busie dla odmiany zniszczone oba tylne koła… Widzę, że moja noga w kostce trzyma się tylko w bucie albo na jakimś kawałku skóry. Widzę krew i mięso. Wtedy już z pewnością wiem, że jest źle. Pytam Kamila, czy utną mi nogę, odpowiada, że chyba nie powinien mi tego mówić, ale tak…

… Pierwszy przystanek – punkt interwencyjny w Bachmucie. Wojskowi lekarze opatrują mnie, dostaję pierwsze znieczulenie zewnątrzoponowe. Z tego miejsca nie pamiętam wiele, pamiętam piękne oczy anestezjologa, który zapytał, czy chcę zasnąć, bo jeśli tak to on mi w tym pomoże. Chciałam…

… Kolejny przejazd karetką, do Pawłogradu. Tu czeka mnie pilna, długa operacja. Znieczulenie zewnątrzoponowe, nie zasypiam w pełni. Amputację nogi na szczęście przespałam, zakładanie drutów w drugą już nie. Kiedy kończą – pierwszy raz orientuję się, która jest godzina. I że od przylotu minęło blisko 8 godzin…

… W Bachmucie codziennie zostaje rannych około 120 osób. 120 osób codziennie w tym jednym miejscu płaci życiem i zdrowiem za 50-100 metrów, które codziennie Rosjanie zdobywają. 120 osób codziennie płaci życiem i zdrowiem, za 50 metrów ziemi. 120 osób…

… Moja cena relatywnie nie jest wielka. Wiedziałam, co robię. Mam fenomenalną opiekę lekarską, wsparcie fantastycznych ludzi dookoła – i niezłe perspektywy na dalsze życie. Anestezjolog z Bachmutu, ten z pięknymi oczami obiecał mi, że za rok będę tańczyć – taki mam właśnie plan. Jestem szczęśliwa, że żyję – to wcale nie było oczywiste…

… Ale to jestem ja. Dziewczyna, która przyjechała na wojnę z potrzeby bycia z ludźmi tam, na miejscu. Jakby nie było – międzynarodowa wolontariuszka, która jeśli tylko zechce, może mieć życie poza Ukrainą. No i już widzę, że to podchodzi pod rangę wydarzenia międzynarodowego, gdzie wszyscy chcą się zainteresować. Korzystam, doceniam i dziękuję. I przypominam, że ja byłam tego dnia tylko jedną z wielu… Wiem o co najmniej 13 osobach rannych tego dnia w samym tylko Bachmucie… 13 oficjalnie – ale przecież przez punkt interwencyjny przez ten dzień przewinęło się dużo, dużo więcej potrzebujących pomocy medycznej…»

Polscy wolontariusze  z grupy Klika w Charkowie udali się tego dnia do Bachmutu, aby nieść pomoc humanitarną dla wciąż znajdujących się pod ostrzałem ludzi, a także upominki dla dzieci.

Wolontariuszka Grażyna Aondo-Akaa napisała o swoim doświadczeniu bycia pod ostrzałem.

Red. Mariia Kotelnikova z SymvolMedia