Koronawirus we Włoszech jest najtragiczniejszy w skutkach ze wszystkich dotkniętych krajów. Co prawda w Stanach Zjednoczonych wykryto do tej pory prawie 150 tysięcy przypadków zachorowań, ale w tym kraju żyje 327 milionów ludzi, natomiast Półwysep Apeniński zamieszkuje 60,5 miliona.
Koronawirus we Włoszech liczy na ten moment 10,779 ofiar śmiertelnych. Liczba zakażonych zbliża się niebezpiecznie do 100 tysięcy, obecnie wynosi 97,689. Przekroczenie tej bariery jest więc pewne. Z tej liczby zaledwie 13,030 osób jest uznanych za ozdrowionych, natomiast 73 tysięcy uznaje się za aktywne przypadki.
Epidemia trochę przyhamowała
Od kilku dni napływają dodające otuchy sygnały, zwłaszcza z placówek pogotowia w najbardziej dotkniętych strefach, ale to nie wystarczy. To sygnały o zahamowaniu zakażeń, które idą w dobrym kierunku, ale to za mało. Błąd, jeśli chodzi o terminy, cofnąłby nas i zmarnowalibyśmy to, co dotąd.
Koronawirus we Włoszech nie był na początku poważnie traktowany
Początkowo Włosi totalnie zlekceważyli koronawirusa. Kiedy odwołano zajęcia w szkołach, a niektórzy dostali dni wolne od pracy, wielu mieszkańców Półwyspu Apenińskiego postanowili wyjechać na narty w Alpy albo oddali się odpoczywaniu w kawiarniach czy trattoriach.
Wirus COVID-19 dzięki temu rozwinął się w zastraszającym tempie. Włosi zdali sobie z tego sprawę, kiedy było już za późno. Co chwile możemy przeczytać przerażające relacje z tego kraju o kolejnych ofiarach. Doszło do takiej sytuacji, że niektórzy mieszkający we Włoszech ludzie twierdzą, że lekarze nie mają szans uratować wszystkich i muszą wybierać kto przeżyje. Nazwanie tego makabryczną sytuacją nie jest przesadą.
Na świecie do tej pory zachorowało ponad 700 tysięcy osób, z czego zmarło prawie 34 tysiące ludzi. Na ten moment została mała liczba krajów, w których nie stwierdzono choćby jednego zarażonego.
Podziel się:
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj nas w Google News.